Coś mnie mierzi, coś mi przeszkadza...
...albo czegoś mi brakuje.
Ewa nazwała mnie ostatnio 'wiecznie poszukującą szczęścia'. I chyba coś w tym jest. Takie trochę tak, ale nie.
Może faktycznie szukam, ale nie tam gdzie trzeba. Może nie wierzę, że drugi raz mi się uda. Bo czy w sumie można dwa razy w życiu spotkać swoją bratnią duszę? Być może to zdarza się tylko raz. I ja teraz, po tak długim czasie zaczynam żałować, że wtedy postawiłam na rozsądek, a nie na uczucie. I być może teraz dociera do mnie, że tęsknię nawet za jego głośnym i wkurzającym śmiechem...
A może wcale nie chodzi o niego. Może ja TYLKO potrzebuję tej siły, którą wtedy miałam w sobie. Tej motywacji do wstania z łożka każdego dnia. Tej pewności, że ktoś czeka i cieszy się, że oddychamy tym samym powietrzem.
Mimo narastających wtedy problemów w moim związku (byłym już na szczęście) małżeńskim to czuję, że to był najlepszy czas w moim życiu. Tylko wtedy tak naprawdę czułam, że ktoś mnie kocha, że o mnie dba i że się o mnie troszczy. Wiem, że wtedy byłam dla tego kogoś ważna. Że my oboje byliśmy dla siebie bardzo ważni.
Chciałabym kiedyś opowiedzieć o tym wnukom. Niekoniecznie swoim. Bo tak moje drogie dzieci... taka miłość naprawdę istnieje. Ta bliskość, namiętność i pasja, o których czytacie w książkach i które oglądacie w filmach jest do przeżycia. Ja to właśnie przeżyłam.
I kto wie? Może to teraz moja zmora? Bo czy inaczej zastanawiałabym się każdego dnia czy na tej samej planecie istnieje jeszcze ktoś taki? A jeśli tak, to czy dane nam będzie kiedykolwiek się odnaleźć?
Dodaj komentarz